— Widzę Cię. Nie ukryjesz się za ciemną kotarą. Umówiłem się z nią wcześniej, że jak tylko za nią staniesz, to mrugnie do mnie fałdą. Jest wierna i piękna, oszczędna w słowie. Wiem, że tam stoisz i jeśli chcesz, pozostań tam na czas tej przemowy.
Teraz mogę zacząć swoje idealne morderstwo i zrobić to w sposób możliwie elegancki. Dopóki znajdujemy się tutaj, w posiadłości Bumborejów, wśród wypolerowanych szaf i na miękkim dywanie, jestem szczęśliwy. Oczywiście nigdy byśmy się tutaj nie znaleźli, gdyby nie mój spisek: złodziejstwo na siedem kijów, kupowanie gumowych kaczek na szybko, wiązanie w sposób himalajski przybyłego hydraulika i zamykanie go w skrytce, wielka uczta z przepysznym koperkiem i całowanie kucharek, a także połykanie drobnych ornamentów.
Wiesz dobrze, że tylko dlatego stoisz teraz za kotarą, a ja do ciebie przemawiam. Wiesz też, że to najlepszy możliwy moment, żeby cię zabić. Ja wiem to tym bardziej. Och, Maggie, pamiętasz, jacy byliśmy szczęśliwi? Pamiętasz, jak siedem kijów wisiało u nas w salonie? Pamiętasz, jakie mieliśmy swetry w liceum? Doskonale wiesz. Zawsze lubiłem, jak chciałaś wywijać rękawy, to było naprawdę cool. Nikt oprócz ciebie tego nie robił. A wywinąć rękaw w taki sposób, jak ty to robisz, to jest sztuka! Umiałaś wydobyć z niego paradoksalną niedbałość, podczas twojej dbałości o wywijanie! Maggie, jesteś moim ideałem… — mężczyzna wzdycha, opuszcza skierowany w stronę zasłony pistolet i przymyka oczy.
W tym momencie zza kotary wyskakuje Maggie. Oczy jej błyszczą, jej opięta na biuście koszula podkreśla sutki. Mężczyzna otwiera powoli oczy i próbuje podnieść pistolet. Nie potrafi, jego ręka odmawia posłuszeństwa.
— Umówiłam się z twoim pistoletem, że mnie nie zabije. Jest wierny i piękny, oszczędny w słowie — mówi bardzo spokojnie Maggie i wyciąga w stronę mężczyzny rękę. Ma wspaniale wywinięty rękaw koszuli.