[ambient]
Skały tchną starożytnym zimnem, a na ich ścianach plastry porostów ślimaczą się szlamem. Wschodząca gwiazda rzuca nikłe światło na górskie szczyty spuchnięte plechami, których włókna opadają na zbocza w niezgrabnych splotach.
Popękane masywy wysuwają ze szczelin falbaniaste jęzory: setki drobnych otworów znaczących spód falban zaciskają się i rozwierają. Każdemu takiemu rozchyleniu się śliskich warg towarzyszą gorzkie miazmaty i miękkie syki osypywania się pylistych zarodni.
[berlińska szkoła muzyki elektronicznej]
Dna dolin niespiesznie pulsują, niespiesznie szeleszcząc: grzybnie tkają strzępkami puszyste dywany. Jedna z dennie zerodowanych dolin opada od strony górskich szczytów po delikatnym łuku, jednak od strony wyżynnych zapadlisk ucięta jest niemal pionową skarpą, której ostrość kamuflują zwisające z krawędzi płaty postrzępionych grzybni. Wschodząca coraz wyżej nad horyzont gwiazda wyciąga z ciemności coraz niższe partie cichego, górzystego terenu, aż w końcu promienie zimnego blasku wnikają we wznoszącą się powyżej skarpy dolinę, padając z sinego słońca umiejscowionego teraz między jej ścianami. Złuszczone drobiny pływają w świetle rozlanym nad łąkami organicznego puchu.
[dron na trzy tuby i puzon]
U podnóża gór ku skarpie wyciągają się olbrzymie, workowate owocniki. Ich stwardniałe trzony skrzypią na porywistym wietrze, który pociera trzeszczącymi owocnikami o zimną ścianę góry. Wzdłuż górskiego pasma splatają się gęste bajora i amorficzne złogi grzybicznej materii, czego akustycznym rezultatem jest wilgotna tkanka bulgotania i gulgotów. Wyznacza ona granicę wyżyn, które rozciągają się pod niebem w kolorze osocza i gwiezdnym siniakiem w zenicie.
[kolaż złożony z kilkunastu sekwencji acid house’owych chlupotów]
Wzgórza są zgrzybiałe, przy czym większość rozpłodowych wytworów przewyższa swymi rozmiarami nierówności terenu. Mieszają się więc ze sobą zastygłe fale pagórków i rozliczne, mięsiste struktury, zarówno kanciaste czy wręcz szkieletowate, jak i obło nabrzmiałe. W wysokich kolumnach oparcie znajdują płaskie, szerokie okręgi, wypukłe guzy i krostowate guzki, ogromne kule. Między wzniesieniami i trzonami wątłymi oraz masywnymi ciągną się niższe rafy grzybowe złożone głównie, acz nie wyłącznie, z rozcapierzających się powtarzalnie galaretowatych wypustek i nieforemnych skupisk nieregularnych wnęk.
[dub techno]
Cała ta plątanina kształtów i mokrych głosów oddziela góry od rozległego morza, na którego wybrzeża składają się wydmy ciemnego piachu i kałuże o taflach przebitych mrowiem mikrych owocników. Odległa gwiazda zachodzi, staczając się powoli po górskich stokach. Jej coraz bledsze światło snuje się leniwie po spokojnej powierzchni morza. Ta płaszczyzna o nielicznych zmarszczkach szumi cicho i odbija bezksiężycowe niebo, które, przybierając coraz głębszą barwę żywiczną, zamyka w swym bursztynie niezmierzone galaktyki, wyłaniające się z gasnącej bezgłośnie jasności.
[pauza]
Sine słońce ginie, wszystko obrasta w nieprzenikniony tłuszcz nocy, pachnącej wiadomym królestwem. Cmokającą morzem ciemność przełamuje jedynie bioluminescencja rozłożystych, podwodnych kłączy.
II
[krautrock]
Miriady widm błysków i planeta we własnym cieniu. Owocnik o wrażliwej na światło kulistej obłoczni otula ją za dnia pięcioma mackami, które teraz, pod osłoną nocy, rozkładają się promieniście wokół odsłoniętej zarodni. Bezpośrednio nad tym gwieździstym owocnikiem niebo rozpala się. W mniej niż chwilę zostaje on starty w pył wraz ze wszystkim dookoła. Kotłują się fale uderzeniowe, ogień, nieboski wrzask oraz pył. Nie mija wiele czasu, a świat pęka, rozpada się na kawałki, które kosmos rzuca w swe głębiny. Niektóre z tych szczątków niosą ze sobą wodę i grzyby.