W Miasteczku, które odwiedził Ginsberg, żyje po dziś dzień jeden niezwykły kaloryfer. Samotnie stojąc w prawym, dolnym rogu niewielkiego pokoju, ze ścianami pokrytymi tandetną tapetą w żółto-czarne kapryśne wzory, połączony z betonowym blokiem dwoma, kiedyś białymi, a dziś bardziej szarymi rurami, marzył o towarzyskich eskapadach równych tym, które niejednokrotnie odbywały się w mieszkaniu.
W mieszkaniu na pozór nudnym, gdzie lokator o wyglądzie emerytowanego docenta historii uparcie przestawiał meble, szeleszcząc przy tym niemiłosiernie, wyklinając wciąż kogoś niewidocznego za los, który mu zgotował. Za dnia starszy mężczyzna przeprowadzał wciąż nowe rozdanie, zwane przez niego umeblowaniem, przekonany, że dzięki temu osiągnie w końcu upragniony spokój ducha. Natomiast wieczorami prowadził te swoje rozmowy z przejrzystą butelką, początkowo mówiąc stonowanym głosem, z czasem jednak przekształcającym się w doniosły krzyk. Potem następował moment otrzeźwienia, kiedy docent wstawał z zapadniętego, skórzanego fotela, prosił kogoś niewidocznego do tańca i tak w rytmie walca unosił się po pokoju, utrzymując przy tym postawę godną wiedeńskiego arystokraty.
Jedyny świadek tych nocnych uniesień – kaloryfer – wierzył, że dane mu będzie kiedyś spotkać się z innymi kaloryferami tego bloku, a wtedy urządzi dyskotekę inną niż wszystkie, bo nikt dotychczas nie słyszał o dyskotece kaloryferów. Jego myśli skupiały się tylko wokół wymarzonego spotkania. Tak usilnie próbował wyobrazić sobie sceny, które będą rozgrywać się w pokoju, że aż odkręcił własne pokrętło maksymalnie i chwilę później w pokoju zapanował zaduch. Kaloryfer ledwo widział na zaparowane oczy, ale tego, co przed sobą zobaczył, nigdy wcześniej nie widział. W parze gotującej się wody ujrzał świetlisty trójkąt, a w nim głowę do złudzenia przypominającą twarz Timothy’ego Leary’ego. Amerykanin uśmiechnął się do niego, po czym rozpoczął dialog:
— Mój drogi Kaloryferze, znam dobrze twoje pragnienia, powiedz, jak bardzo zależy ci na ich spełnieniu?
— Bardzo, bardzo, bardzo! Dyskoteka dla kaloryferów, to moja wizja! – odrzekł.
— Jak wiele jesteś w stanie poświęcić, żebym mógł pomóc ci spełnić tę wizję? – dopytywał trójkąt.
— Wszystko! Bez wątpienia wszystko!
— Zatem niech się dzieje.
I trójkąt z twarzą Timothy’ego Leary’ego zniknął, a pokój nagle stał się zupełnie ciemny. Gdy wróciło światło, pomieszczenie wypełniło się po brzegi kaloryferami – nie tylko w pokoju, całe mieszkanie pełne było mniejszych i większych kaloryferów. Wyczekiwani goście bawili się, przewracali, tańczyli. W tle dogrywała muzyka, a refren piosenki powtarzano wieloma głosami: „Ona jest ogniem, spala się w nocy w prędkości światła, ona jest ogniem, ciepło bije spod jej stóp, ona jest ogniem, ogniem, ogniem”. Kaloryfer gospodarz zachęcał do wspólnej zabawy, sprawdzał się w roli wodzireja, a także wodziana, dolewając zgromadzonym gościom wrzącej wody wprost z czajnika elektrycznego. Kaloryferiada trwała w najlepsze! Wraz ze zbliżającym się nastaniem świtu kaloryfery poruszały się coraz wolniej, ledwie wykonując zauważalne ruchy, wydawało się, że zatrzymały się teraz w miejscu. Ucichła muzyka, głosy, światło stało się ciemniejsze jak za sprawą zasłony abażura, a na zewnątrz mozolnie wstawał niedzielny świt. Kaloryfer lokator przymknął na chwilę zmęczone powieki, a gdy je otworzył, pokój wyglądał jak zazwyczaj. Rozglądał się w poszukiwaniu gości, jednak nikogo ze zgromadzonych wcześniej nie zastał w mieszkaniu, tylko starszy mężczyzna rozpoczął rytuał przesuwania mebli.
Dzień później pod klatką schodową pojawił się ogromnych rozmiarów samochód ciężarowy z czerwonym, drukowanym napisem ZŁOMOWISKO. Robotnicy szybkimi i sprawnymi ruchami odkręcali stare kaloryfery, wynosili je do furgonetki, gdzie układali trumny równo, blisko siebie, oszczędzając tym samym jak najwięcej miejsca. Potem miały trafić na wspólny zapomniany cmentarz, zwany podmiejskim wysypiskiem.
Dźwięk dzwonka rozległ się w całym mieszkaniu. Docent pospiesznie otworzył:
— Dzień dobry, wymiana kaloryferów… – powiedział jeden z robotników.
— A to trzeba wymieniać? Są sprawne. Dajcie, panowie, spokój, pomóżcie lepiej przesunąć tę szafę do drugiego pokoju, o tam…