Wujek Fukaty miał długi język i wąs. Pewnie dlatego mało kto był skłonny dzielić się z nim swoimi sekretami. A co do wąsa, to był klasycznie sumiasty i regularnie przez wuja skubany.
Pewnie dlatego uchodził za gbura, bo przypisywano tę czynność wyrazom częściej zdenerwowania niż zamyślenia.
Wujek Fukaty nie kłaniał się sąsiadom i rzadko się uśmiechał. Kiedyś robił to często, ale przestał z powodu języka i wąsa. A właściwie tego wąsa i języka społecznego odbioru.
Nie że się poddał. Po prostu stwierdził, że nie warto.
I tylko jego szara kotka Funia wiedziała.
Pobratymcy jej unikali, bo była niezgrabna i fałszywa. A ona miała tylko jedną łapkę nieco krótszą i lekkiego zeza.
Funia wiedziała, bo widziała.
Ulubionym przedmiotem codziennego użytku wujka Fukatego była maselniczka. Drewniana, z wyrzeźbionym ornamentem kwietnym, po babci ze Lwowa. Uzupełniał ją z pietyzmem, bo masło lubił. A kiedy się kończyło, wylizywał maselniczkę starannie językiem, który długością swą do tej czynności z biegiem lat się zaadaptował, wąsem długim, celowo zapuszczonym, równie starannie wyskrobując tłuste drobinki z faktury drewna.
Funia widziała to szczęście i wiedziała, że wszystko, co robił wujek Fukaty, było dobre. A on widział refleks tego szczęścia w jej oczach i wiedział, że ma najlepszego kota na świecie.