Czekam i trochę się niepokoję. Może mnie nie zauważy, może mnie ominie, może wcale nie przyjdzie. Zobaczymy.
Już GO lubię, chociaż GO nie znam. Już się śmieję, chociaż jeszcze nie opowiedział mi żadnego żartu.
Czekam. Jestem głodna. Burczy mi w brzuchu.
Mam ochotę na precla. Takiego jak w dzieciństwie. Mam ochotę go wszamać. Mam ochotę zmienić się w jamochłona – wielkiego, podwodnego pożeracza precli. Mam ochotę wchłaniać precle jak w konkursach o jedzeniu hot dogów na czas.
Mam ochotę się na preclach utuczyć. Ale tak naprawdę spaść. Przytyć i to na czystym glutenie. Mam ochotę nie mieścić się na żadnym krześle. Mam ochotę powodować dziwne komentarze. Mam ochotę puszczać kolorowe bąki.
Bzzzz…
Czekam na niego.
Na mojego misia pysia.
Na moją miłość od pierwszego wejrzenia.
Na moje przeznaczenie.
Na moje szczęście i nieszczęście.
Na moje dobre i złe.
Na moje, moje, moje.
Na preclowego zapaśnika.
Zobaczę, czym mnie poczęstuje. Pochłonę wszystko, co zaproponuje.
A potem GO zjem.
Bo jestem głodna i bardzo długo już czekam. Bo długo już czekam i jestem bardzo głodna.
Bo jestem głodna, na, na, na, na. Na precla.
Bo lubię wygrywać GO.