Chciałbym być kangurkiem – mówi. Ja się krztuszę, ratuję od śmierci. Kangurkiem? Dlaczego? Wiesz, być może dlatego, że w każdym momencie życia mógłbym sobie postawić flagę i tak zwyczajnie poumierać. Nawet skacząc po lawie? Nawet. Czyż to nie cudowne?
Przyjmijmy taki punkt widzenia: jesteś jaszczurką, porwaną przez specjalnych agentów, albo krokodylem z plecakiem. Swoją drogą, do dziś przykro mi, że jednak nie udało mi się go ocalić. Kogo? Dość nieważne. Więc jesteś jaszczurką i brodząc w wodzie, zbierasz te marchewki i skaczesz po tęczach ułożonych horyzontalnie. Czyż to nie dziwne? Tak więc każdy z nas dorastał sobie w przeświadczeniu, że celem życia jest nic innego, tylko zbieranie diamentów.
Pamiętasz jamraja? Czy to średniowiecze, czy kosmos, nawet te kanały z węgorzami, zawsze zbierało się te przeklęte diamenty. A co było najtrudniejsze? Ano moment, w którym gonił cię wielki triceratops, a ty biegłeś wprost na siebie samego. Cieszę się, że wtedy fruwała nade mną maska. Czy wszystko na pewno w porządku? Jasna sprawa.
Wróćmy do tego kangurka. I jesteś kangurkiem i nagle przenosisz się dwadzieścia lat wcześniej i zamiast wracać do domu, skaczesz po mostach, które walą się niesamowicie szybko, albo po prostu fruwasz na paralotni. Pamiętasz coś jeszcze? Oczywiście! Zamieniasz się w czerwoną kulkę i starasz się szukać diamentów (a jakże inaczej); możesz być wszystkim, Acampułem jednym, bo imienia ona nie miała, pływasz, skaczesz i unikasz. Niesamowite trzy godziny z życia, których nigdy nie próbowałem przeżyć naraz. Ale jak już się udało, czułem się iście mistrzowsko.
Poruszmy jeszcze temat tęczy poziomych, bo skąd, na boga, miałeś wiedzieć, że po wskoczeniu na grzyba, dostajesz dodatkową marchewkę? Tak to właśnie się odbywało. Więc szukałeś tych grzybów jak znany hydraulik; zupełnie mnie to nie dziwi, że teraz nie jesteś fanem grzybobrania. Niesamowite, jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zawsze to powtarzam.
Coś jeszcze? Tak! Pamiętam jeden dzień. Spałem w swoim domu, gdy nadjechała wielka pomarańczowa ryba na kółkach. Wybiegł z niej nieznajomy mi mężczyzna i wysadził mój dom. Przeżyłem, ale potem nie było lekko. Poznałem później kilku ludzi, biegali za mną razem z duchami. Szczególnie miło wspominam moment, gdy musiałem odprowadzić kurę w bezpieczne miejsce. A były tam diamenty? Wyjątkowo nie, chyba że monety i fioletowe gwiazdy przyjmiemy za diamenty. Było się wtedy bojowym robotem i brodziło w wodzie. Aż dziwne, że nie zatonął.
A ostatnie wspomnienie? Jest mi nieswojo, że skończyłem wycieczkę do jaskini, skacząc po tych kamieniach. Potem nic nie pamiętam. Być może odniosłem sukces. Być może efekt nie był tak piorunujący, jak się tego spodziewałem, i zwyczajnie wymazałem to z pamięci. Mogło to być dosłownie wszystko.