Najbardziej lubię go obserwować, jak tuż przed spaniem ugniata łapkami – paputkami – swoje leżonko. Robi to z widoczną i nieskrywaną przyjemnością, mrużąc oczy koloru wszystkiego i wymrukując wszystkie rozkosze świata kociego.
Wgniata kocyki, szaliki, poduszki i ubrania tak, jakby ugniataniem miał zbawić cały świat, wygnieść wszystkie jego smutki i radości. Wydałem na Ciebie swoje ostatnie pieniądze, pamiętaj.
Rzecz kształtuje się, gdy śpi w przedpokoju, w szafie. Pudełko na szaliki i czapki, na co dzień tak pozbawione magii, zamienia się w najwspanialsze łoże, poduszki i pierzyny. Francuski kotek na szlachetnych pościelach.
Gdy przeciągnie się już w swojej niesamowitości, przemruczy niezadowolenie, rozpoczyna swój czarodziejski taniec, przestępując z jednej łapki na drugą, barankując wszystko, co na jego drodze.
Pomyśl tylko. Ile emocji i przemyśleń musi mieścić się w przejściu z przedpokoju do kuchni, ledwo będąc obudzonym (a jakim kosztem!). Ile wątpliwości!
Krokiem bujanym kieruje się na okno kuchenne, gdzie na całej długości szyby poodbijane są noski – noski, które z największą uwagą, skupieniem, całym kunsztem obserwatorskim analizują wszystko to, co dzieje się poza bezpiecznymi dwudziestoma stopniami temperatury pokojowej.
Wypełniwszy obowiązki (łącznie z ucztowaniem, wszak tego pominąć nie można), kieruje się w stronę królestwa – szarego fotela ze starym szalikiem.
Tylko tyle albo aż tyle.
Wtedy ja zamieniam się w słuch, a on w maszynę niesamowitości ugniatającą. Lubię go, jest jak najspokojniejsza melodia świata. I ugniata, i ugniata, i ugniata fotel nieszczęsny. Dopóki nie okaże się dostatecznie mięciutkim, tak abyś Ty sam mógł zapaść się w nim do końca życia i jeszcze trochę.
Ciebie fotel kopnie w mały palec u stopy.
Jego wychwali pod niebiosa i odda się całkowicie.
Dzień sądu ostatecznego poznasz po chrapaniu-mruczeniu i kilkukrotnym machnięciu ucha w rytm klikania po klawiaturze, w pozycji całościowej krewetki.