Każdy wie, że nie jest przyjemnie odwiedzać Ciupków. Nie żeby byli wprost niemili – Ciupkowie przestrzegają wszystkich konwenansów. Ciupkowa podaje do stołu, mówi: „pięknie wyglądasz, kochanie”, musztruje dzieci.
Ciupek pyta, co w pracy i życiu prywatnym, komplementuje gości, mówiąc: „po tylu latach w tej branży wiesz, co robić” albo „rosły jesteś chłop”. Dzieci odpowiadają tylko zapytane. Jest jednak osobliwa cecha widoczna w całym rodzie, mianowicie namacalny chłód emocjonalny. Nużą się rozmową i irytują Ciupkowie, nie potrafią tego ukryć za uśmiechem lub westchnieniem jak inni ludzie. Kiedy mają kogoś dość (a wiemy, że każdy ma choć przez chwilę innych dość), temperatura wokół nich spada gwałtownie. Wiele osób zachorowało na grypę. Sytuacja była poważna; nawet przy drobnych różnicach zdań zdarzały się poważne odmrożenia. Wyszły na jaw chowane głęboko uprzedzenia: ktoś powiedział przy Ciupkach „idę głosować”, a podejrzenia co do jego preferencji przewiewały mu plecy. Był to bardzo kłopotliwy stan.
Ciupkowie z czasem popadli w głęboką, choć zrozumiałą frustrację. Widząc, jak wszyscy chodzą wokół nich na palcach, boją się odezwać lub kłamią prosto w oczy, nabawili się permanentnej antypatii. Ich lekko paranoiczny rys sprawiał, że schładzali nawet najlepsze intencje. Gości z czasem było coraz mniej, aż w końcu zniknęli zupełnie. Zeźleni domowym marazmem Ciupkowie zaczęli nawiedzać miejsca publiczne, powodując liczne odmrożenia. Od tego momentu byli już wyłącznie urażalni.
Rzeczy uznawane za niezmienne często przemijają; tak było i tym razem. Któregoś dnia do drzwi Ciupków zapukał sękaty, nadęty dziad. Nikt nie widział go wcześniej w okolicy. Mówiono zresztą później, że to włóczęga i skwaśniały stary bałwan. Ciupkowie nie spodziewali się wizyty, milczeli więc zawzięcie. Dziad dobijał się jednak napastliwie, aż w końcu Ciupek, po zerknięciu zza firanki, kto jest przyczyną hałasu, otworzył drzwi, besztając dziadygę od pierwszego słowa. Ten nie odpowiedział, tylko patrzył się zuchwale. Złapał go Ciupek za kołnierz, ale palce zaczęły go potwornie szczypać. Puścił natychmiast, a dziad odepchnął go na bok i wszedł do domu. Dzieci patrzyły oniemiałe, a żona krzyczała – raz na dziada, raz na Ciupka. Gość zdjął buty i rozsiadł się w fotelu. Krzyknął: „zupy mi dajcie, już!”, a z tymi słowami zawył lodowaty podmuch. Ciupkowie byli zbyt zatrwożeni, aby zastanawiać się nad słowami dziada. Pierwszy raz poczuli chłód tak dojmujący, że z każdą kolejną minutą musieli oddawać metry swojego domu pod dziadowe panowanie. Pojmując intuicyjnie, co się wyprawia, chwycili parę wartościowych drobiazgów i pobiegli na posterunek policji.
Nie będziecie zdziwieni, jeśli dodam, że od zatrwożonych Ciupków czuć było wiosennym wiatrem i letnim słońcem. Ochoczo udzielono im pomocy, a mieszkańcy miasta podarowali im domek „na nowy początek”. Dziadem nikt nie chciał się zająć – taka już jest kolej rzeczy. Wnioski wyciągnijcie sami.